Droga do swojej kobiecości, siebie prawdziwej



Gdzieś podskórnie zawsze czułam, że bycie kobietą wiąże się z wieloma wyzwaniami. Jest tyle ról, którym musimy sprostać od najmłodszych lat.

Ja uważałam, że muszę być przykładna, nie sprawiać problemów, pomagać mamie w obowiązkach domowych i wychowywaniu młodszej siostry (tą rolę bardzo mocno wzięłam sobie do serca). Uważałam też, że powinnam dbać o bliskich, być wdzięczna, dawać siebie innym i dbać o to, aby inni (oczywiście starsi ode mnie członkowie rodziny) zawsze czuli się komfortowo w moim towarzystwie- czy to nie starsi powinni być w tym lepsi ?!

Poza powyższym powinnam też się dobrze uczyć, iść na przyszłościowe studia, znaleźć wartościowego chłopaka i założyć rodzinę. W międzyczasie też wieść satysfakcjonującą karierę w bezpiecznej i pewnej firmie, na etacie.

Z perspektywy czasu wiem, że bardzo ambitnie podeszłam do tych wszystkich roli. Pamiętam ile razy zaciskając zęby próbowałam nie płakać  i zmusić twarz do pięknego uśmiechu. Gdy ktoś z bliskich i znajomych pytał co u mnie zawsze miałam do opowiedzenia piękne historie o moich sukcesach, szczęściu, jak każda rzecz w życiu wychodzi mi na dobre i jak radzę sobie dzielnie ze wszystkim- także, ten kto pytał mógł być spokojny, że jest u mnie wszystko w najlepszym porządku. Moją jedyną powierniczką była mama. Nikt inny nie wiedział co dzieje się z moimi emocjami, jak silnie przeżywam to co dzieje się w moim życiu. „Kaja? Kaja jest przecież zawsze zadowolona i tryskająca dobrym humorem”.  Balansowałam niczym klaun żonglujący piłkami, śpiewający wesołą piosenkę z wielkim uśmiechem, na jednokołowym rowerku, którego opona zaraz pęknie. Byłam mistrzynią w tym przedstawieniu.

Opona pękła pod koniec studiów, coś się przelało. Zaczęła się praca nad sobą. W moje pracy dużą rolę odegrała także wiedza numerologiczna.

Zobacz dostępne analizy numerologiczne.

Do tego czasu swoją kobiecość, swoje atuty traktowałam bardziej jako narzędzie. Byłam przekonana, że zręcznie potrafię manipulować mężczyznami, znajomymi, kolegami w pracy i szefem, nawet bliskimi. Byłam dumna jak potrafię ich wprowadzić w odpowiedni nastrój- sprawić, żeby byli zadowoleni, wpędzić w poczucie winy. Potrafiłam dobrać słowa do rozmówcy wyczuć na czym mu zależy i całkowicie się do tego dostosować. Ciekawe, że nie zastanawiałam się jaka ja jestem i jak chcę siebie prawdziwą pokazywać światu. Niestety moja samoocena była w dużej mierze oparta na tym z jakimi sukcesami potrafiłam załatwić sprawę, dopiąć swego, wprowadzić kogoś w nastrój czy decyzję na której mi zależało. Generalnie było to permanentne odgrywanie roli, którą sobie wymyśliłam. Czasami nawet pisałam sobie teksty, które mam powiedzieć w danej sytuacji. W ten sposób zaplanowałam np. mój pierwszy stosunek. Wyszedł idealnie zgodnie z zaplanowanym scenariuszem, każdy powiedział swoje teksty i ja perfekcyjnie odegrałam swoją rolę. Skąd zatem moje zdziwienie, kiedy nie odczułam ani w trakcie, ani po żadnych emocji? Stwierdziłam, że może ja jestem zbyt logiczna na jakieś miłosne uniesienia.

Moja praca nad sobą trwała kilka lat- był to proces. Na początku nie chodziło nawet o nawiązanie relacji ze swoją kobiecością. To był jeszcze daleki temat.

Praca nad sobą była trudna. Wymagała zmierzenia się z nieprawdziwą sobą, którą stworzyłam.  Zniszczenia bramki kontrolnej, która stała tak długo na straży i nie pozwalała pokazywać mojego wnętrza. Bramki, która tyle lat była cenzurą, więziła w celi moje emocje, myśli. Powodowała, że wkładałam tyle energii w kreowanie wizerunku osoby, która nigdy nie istniała.

Proces puszczania kontroli, zdejmowania cenzury, otwierania wnętrza, które raz się wychylało bardziej na światło dzienne, a raz jednak chowało przerażone tym co je może spotkać, trwa już 8 lat. Te 8 lat to była niesamowita droga, której nie zamieniłabym na nic. To ona tworzy mnie taką jaka jestem. Tą mnie która teraz pisze te słowa, popłakując raz po raz ze wzruszenia, tą mnie, która pierwszy raz odważyła się powiedzieć tyle prawdy o sobie innym na instagramie. Tą mnie, która teraz kwitnie, jest sobą, nic nie musi i wszystko może. Ale też tą mnie, która wie, że jeszcze sporo pracy przede mną, że każdy dzień może wpłynąć na mój rozwój i nauczyć o sobie czegoś nowego.

Ten proces trwa i będzie trwał. Jestem wdzięczna za to kim teraz jestem, co mam, jaką jestem kobietą, osobą, za to jak wygląda moje życie. Wiem też, że jeszcze droga przede mną- mam na tą drogę całe życie, że z każdym dniem, miesiącem rokiem, będę się zmieniać rozwijać. Już cieszę się na tą podróż.

Jeżeli chcesz wesprzeć swój proces rozwoju zamów Pakiet osobisty.

Zdjęcie




Czytaj kolejny wpis:

Sprawdź jak czerpać więcej z pracy?